STRONA GŁÓWNA | SATHYA SAI BABA | NAUKI | ORGANIZACJA | PUBLIKACJE | AKTUALNOŚCI | MYŚL DNIA | GALERIA | JEDZIEMY DO SAI | KONTAKT Z NAMI | MULTIMEDIA | DYSKURSY MP3 | LINKI | MAPA SERWISU | SKLEP









:: Wieści z Prasanthi Nilajam

powrót do Wieści z Prasanthi Nilajam




Cicha transformacja Sai

(A Sai-lent Transformation)



Gdy zastanawiamy się nad swoim życiem, widzimy, że jest w nim wiele epizodów lub rozdziałów, które wpatrują się w nas i wprawiają nas w osłupienie. Niektóre wywołują radość, inne smutek, a jeszcze inne nadmiar emocji, które najlepiej pozostawić niewyjaśnione. Podzielę się z wami jednym z takich "rozdziałów". Gdy piszę tę relację, zadaję sobie dociekliwe pytanie o transformację indywidualną - jak bardzo się zmieniłem?

Urodziłem się i wychowałem w Wielkiej Brytanii, a studia skończyłem w Londynie. Rok akademicki 2003-2004 był dla mnie przełomowy, gdyż działy się różne wydarzenia. Zapisałem się na studia magisterskie (badania chemiczne). Był to najtrudniejszy kurs, w jakim kiedykolwiek uczestniczyłem. Na początku studiów przeszedłem operację kolana, co miało na mnie ogromny wpływ zarówno na poziomie fizycznym, jak i mentalnym. Byłem na takim etapie życia, na którym musiałem podjąć ważne decyzje - wytrwać w dążeniu do kariery lekarza, mimo że dwukrotnie odrzucono moją kandydaturę na rozmowie kwalifikacyjnej, czy dalej robić doktorat. Ogólnie rzecz biorąc i uwzględniając różnorodność moich doświadczeń, teraz wydają się one nieistotne - patrzę na nie z perspektywy duchowej.

W tamtym roku akademickim najważniejszym wydarzeniem, które zmieniło moje życie, była podróż do Prasanthi Nilajam; wydarzenie to ukształtowało moją przyszłość - zmieniłem poglądy na temat przyjaciół, muzyki i ogólną postawę, a myśli skierowałem ku duchowości. Operacja, której wówczas musiałem się poddać, ostudziła mój zapał do studiowania; wyniki badań naukowych nie były zgodne z moimi oczekiwaniami, a w głowie co pewien czas pojawiały się myśli: "A co jeśli?" i "Dlaczego ścieżka akademicka?".

Wyjazd na tę wyjątkową pielgrzymkę tchnął w moją pracę nowy entuzjazm. Przede wszystkim moje spotkania ze Swamim, liczne okazje do grania na harmonium (11 razy w ciągu tygodnia) zarówno w Sai Kulwant Hall, jak i w mandirze Prasanthi, a także jedna wspaniała szansa śpiewania przed Panem wszechświata w mandirze, przekroczyły moje wyobrażenia. To było tak, jak kiedyś powiedział Szekspir: "Jesteśmy stworzeni z tej samej materii, co sny". Jednak sny są czymś, z czego się budzimy, natomiast mnie przydarzyło się to w rzeczywistości (nie chcę tutaj wdawać się w dyskusję o adwajcie, czyli niedwoistości, więc proszę o wyrozumiałość). Do dzisiaj siedzę i zastanawiam się - dlaczego? Czy taka była karma? Nie była to moja pierwsza ani ostatnia podróż do Puttaparthi. Od czasu tej pamiętnej pielgrzymki Bhagawan Baba co roku błogosławił mnie możliwością przyjazdu do Prasanthi Nilajam, z wyjątkiem 2013 roku, gdy brałem udział w licznych występach muzycznych i kulturalnych ofiarowanych Swamiemu, a także w najbardziej prestiżowym wydarzeniu - grama sewie.

Przed wyjazdem do Puttaparthi wykonywaliśmy niezwykle surową i intensywną sadhanę. Ci, którzy mieli uczestniczyć w programach muzycznych, spotykali się w każdy piątek o godzinie 20:00 na kilka godzin oraz przez cały weekend - planowali, ćwiczyli i ofiarowali przygotowania Swamiemu. Niektórzy pokonywali duże odległości, aby dotrzeć do miejsca praktyk; wymagało to wielu poświęceń w kwestii powinności osobistych na rzecz naszych zobowiązań wobec Swamiego. To niesamowite, jak oddzielam 'moją pracę' od 'pracy Sai', nie uświadamiając sobie, że ostatecznie wszystko jest jego dziełem. Jednak nigdy nie traktowałem tej pracy jak obowiązku, ponieważ służyła mi jako ucieczka od doczesnego świata i pozwalała uczestniczyć w wartościowych satsangach z różnymi osobami o podobnych zapatrywaniach.

Część moich studiów magisterskich obejmowała dwa bardzo trudne egzaminy pisemne z chemii farmaceutycznej i chemii organicznej. Przed egzaminami starsza siostra Sai, która należała do naszej grupy, powiedziała mi: "Nie martw się egzaminami, Swami się tym zajmie - ty wykonujesz jego pracę, a on wykona twoją pracę; dotychczas ty wypełniałeś 'jego pracę' (nawiązała do mojej stałej obecności i udziału w praktykach)".

Moje studia magisterskie to był roczny kurs, a w międzyczasie poleciałem do Prasanthi Nilajam, bez przekładania terminu egzaminów - tylko Swami mógł to zaplanować. Jednak prawdziwą ozdobą tej historii jest to, że z 11. studentów, którzy zapisali się na studia magisterskie, egzaminy zdało tylko czworo z nas. Dzięki łasce Bhagawana byłem jednym z tych szczęśliwców. Napięcie, jakie narastało we mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy, szczególnie przed prezentacją projektu i trudnymi egzaminami ustnymi na uniwersytecie, zmyła fala radości i ulgi. Ogarnęło mnie wtedy poczucie wdzięczności - studia magisterskie były ciężkie, a Swami pomógł mi je skończyć. Biorąc pod uwagę różne przeszkody i sytuacje (liczne obowiązki), jakie napotkałem w trakcie tego roku akademickiego, tylko Swami mógł sprawić, że zdałem egzaminy magisterskie. Mówię to czternaście lat później, doskonale znając efekt działania 'niewidzialnej ręki Sai' ('Sai-lent hand').

Później nadszedł czas różnych wyborów i zmian. Podjąłem świadomą decyzję o rozstaniu ze starymi przyjaciółmi i kolegami, ale aż za dobrze wiedziałem, że każdy, kto pojawi się w moim życiu, ostatecznie znajdzie się w nim z woli Bhagawana. Przywiązania, nieprzywiązania lub oczekiwania to lekcje, których wciąż się uczę. Zmiana kariery zawodowej (teraz pracuję w usługach finansowych), gdy uświadomiłem sobie, że medycyna nie jest tym, czego "on chciał dla mnie" (przez trzy lata z rzędu ubiegałem się o przyjęcie na medycynę, chociaż za pierwszym podejściem byłem dwa razy na rozmowie kwalifikacyjnej) - była lekcją 'odpuszczenia sobie', 'zobaczenia szerszej perspektywy' i akceptacji jego planu dla mnie.

Jednak przede wszystkim rozwijam i utrzymuję stałą wiarę w Swamiego, wierzę, że bez względu na to, co się dzieje, on jest zawsze przy mnie i chroni moją przyszłość. Kiedyś pewien starszy wielbiciel powiedział, że jako istoty ludzkie najpierw ustalamy własne kryteria, a później oczekujemy, że Bóg idealnie dopasuje się w 'naszym małym pudełku' - a przecież duchowość tak nie działa.

Na początku artykułu wspomniałem o transformacji indywidualnej. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, czy przeszedłem prawdziwą transformację, jakiej oczekuje Swami. Jak zauważył kiedyś brat senior, poczucie świadomości jest budujące, ale kiedy będziemy postępować zgodnie z tą świadomością? Gdy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że moja nauka się nie skończy; zmiana to stała cecha tego rozległego wszechświata i jako aspiranci duchowi nie jesteśmy wyjątkiem od tej reguły. Wzrost, który miał miejsce, świadomie lub nieświadomie, był ogromny. Jednocześnie trzeba zrobić znacznie, znacznie więcej. Gdy piszę te słowa na zakończenie, modlę się do Bhagawana Baby, aby wciąż prowadził mnie ścieżką, jaką dla mnie wybrał, chronił mnie i opiekował się mną. Niech pobłogosławi, abym stał się tym, czego ode mnie oczekuje - prawdziwym odbiciem jego czystej miłości.

Kapil Dev Prasher z Wielkiej Brytanii

(dk is)

Źródło:
www.sathyasai.org/ya/sailent-transformation-kapil-prasher
24.09.2021

**Pobierz tekst do druku





Copyright © 2001-2024 Stowarzyszenie Sathya Sai