Od foremnego do bezforemnego
Dorastanie w rodzinie, która wierzyła w boską naturę Swamiego, oznaczało, że byliśmy nieustannie otoczeni jego miłością. Nasz kontakt z Organizacją Sai zagwarantował nam również to, że przebywaliśmy w towarzystwie ludzi dobrze znających duchowe pojęcia, takie jak: "Od foremnego do bezforemnego" obecne w rozmowach w kółkach studyjnych. W dzieciństwie idee te były dla mnie nie do pojęcia. Co w ogóle oznaczało słowo "bezforemny"? Czyż nie wszyscy, łącznie z bóstwami zdobiącymi nasz domowy ołtarzyk - Pan Ganesza, Pan Rama i Swami - mają formę? W życiu zdarzają się takie okoliczności, które poszerzają nasze rozumienie, czasami w krótkim czasie. Jednym z takich momentów był 24 kwietnia 2011 roku.
Gdy co roku zbliża się wzruszający Aradhana Mahotsawam, znajduję się w melancholijnym nastroju. Upamiętnienie bezkształtnego aspektu naszego najukochańszego Swamiego nabiera nowego znaczenia z każdym mijającym rokiem, pogłębiając moje rozumienie.
W 2024 roku Aradhana Mahotsawam miało dla mnie szczególne znaczenie - był to dzień, w którym złożyłam rozprawę doktorską. Dla mnie było to spełnienie obietnicy, jaką dałam Swamiemu w pierwszym liście, który napisałam, gdy miałam 7 lat: "Swami, gdy dorosnę, chciałabym zostać panią doktor". Cały czas pamiętam radość, gdy zobaczyłam, jak Swami wziął ode mnie list - zyskałam pewność, że będzie przewodnikiem na mojej drodze. Gdy rozmyślałam nad tym ważnym wydarzeniem, przypomniałam sobie o dwóch doświadczeniach z dzieciństwa. Każde z nich ukształtowało moje rozumienie jego boskiej obecności.
W 2002 roku uczestniczyłam w zajęciach z Edukacji Duchowej Sai i miałam okazję wystąpić w spektaklu muzycznym ofiarowanym Swamiemu w czasie obchodów Gurupurnimy, w Prasanthi Nilajam. Grałam rolę mędrca Narady (boskiego posłańca), który służył jako łącznik komunikacyjny między wielbicielami a Panem. Wtedy Swami wziął na siebie chorobę dziecka - świnkę - i pojawiła się niepewność, czy nasz spektakl będzie miał premierę. Powiedziano nam, abyśmy zaakceptowali decyzję Swamiego jako jego miłość, niezależnie od rezultatu. Jednak w swej nieskończonej łasce Swami siedział przez większość przedstawienia, z wyjątkiem ostatniej sceny. Gdy stałam na scenie i wygłaszałam dialog o wielbicielach, którzy szukali Boga wszędzie - w przestrzeni kosmicznej, w oceanie i na ziemi - ale nie mogli Go nigdzie znaleźć, wtedy Swami polecił zaciągnąć kurtynę. Następnie stanął z tyłu i pobłogosławił nas z miłością, a my zrobiliśmy sobie z nim zdjęcia grupowe. Jednak miałam niewytłumaczalne poczucie pustki. Och Swami, gdybyś tylko został jeszcze pięć minut! Zobaczyłbyś moment kulminacyjny przedstawienia, w którym sam Bóg mówi Naradzie, gdzie w istocie można Go odnaleźć.
Latem 2007 roku otrzymaliśmy następną szansę - szansę ofiarowania codziennych bhadżanów w muzeum Czajtanja Dżjoti po porannym darszanie Swamiego w Sai Kulwant Hall. Gdy dotarliśmy do Puttaparthi, dowiedzieliśmy się, że Swami został w aszramie Brindawan, koło Bengaluru, dłużej niż oczekiwano. Jego nieobecność pozostawiła nieznaną pustkę wypełnioną pragnieniem i niepokojem. Jednak dalej wykonywaliśmy nasz obowiązek - pilnie ćwiczyliśmy bhadżany i śpiewaliśmy dla Pana, który nie był fizycznie obecny. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że Swami przygotowywał nas na przyjęcie większej prawdy, która miała się objawić za 4 lata.
Po kilku dniach, zgodnie z harmonogramem bhadżanów, miałam zaśpiewać bhadżan "Ao Ao Sai Natha". Jego trzeci werset - "Darshan Ke Liye Taras Rahe (Pragnienie, aby ujrzeć twój darszan)" głęboko rezonował z nastrojem chwili. Gdy sesja bhadżanowa dobiegła końca, otrzymaliśmy wiadomość, o którą wszyscy się modliliśmy - że nasz najukochańszy Swami opuścił Brindawan i że jest w drodze do Puttaparthi. Cóż to była za radość! Kilku starszych wielbicieli przypisało powrót Swamiego do Puttaparthi mojemu płynącemu z serca wezwaniu słowami bhadżanu. Ale w rzeczywistości wtedy bardziej koncentrowałam się na doskonaleniu techniki śpiewu niż na uczuciach ukrytych za słowami.
Gdy dzisiaj patrzę wstecz na to zdarzenie, mam świadomość, że Swami słyszy nasze wezwania, nawet gdy w pełni nie rozumiemy głębi naszej tęsknoty. Nawet wtedy, gdy był daleko, odpowiadał na tęsknotę swoich wielbicieli. Ale Swami, czy bez twojej fizycznej obecności nadal słyszysz nasze modlitwy? Czy powinnam wołać głośniej? Czy twoja odpowiedź będzie tak szybka jak wtedy, gdy chodziłeś pośród nas?
Och, nieważne Swami. Czy nie odpowiedziałeś mi na te pytania w kulminacyjnej scenie przedstawienia, gdy grałam mędrca Naradę? W ostatniej scenie, której Swami nie widział na żywo, Bóg ujawnia Naradzie, że człowiek szuka Go w całym wszechświecie, lecz On pozostaje ukryty w najbliższym miejscu - w sercu człowieka. Mój mały umysł potrzebował wielu lat, aby to sobie uświadomić, ale teraz wiem, że bezforemny Swami jest tak blisko, jak tylko może być - zawsze w naszym wnętrzu.
dr Madhuri Manohar
(dk)
Źródło: Sathya Sai - The Eternal Companion, vol. 4, issue 4, April 2025
www.sathyasai.org/sites/default/files/pages/eternal-companion/vol-4/issue-4/eternal-companion-vol-4-issue-04.pdf
17.04.2025
**Pobierz tekst do druku