STRONA GŁÓWNA | SATHYA SAI BABA | NAUKI | ORGANIZACJA | PUBLIKACJE | AKTUALNOŚCI | MYŚL DNIA | GALERIA | JEDZIEMY DO SAI | KONTAKT Z NAMI | MULTIMEDIA | DYSKURSY MP3 | LINKI | MAPA SERWISU | SKLEP









:: Wieści z Prasanthi Nilajam

powrót do Wieści z Prasanthi Nilajam




Rozstajne drogi - moja podróż do Sai


Naszą podróż do Sai rozpoczęła moja żona. W roku 1987 przyciągnęło ją do Swamiego zdjęcie umieszczone na okładce książki Sai Baba - człowiek cudów, Howarda Murpheta. Pożyczyła tę książkę od przyjaciółki i całkowicie się w niej zanurzyła. Byłem zaniepokojony jej nagłą obsesją na punkcie hinduskiego guru! Aby to zrozumieć, również ją przeczytałem, a także inną znaną książkę Sai Baba. Święty... i psychiatra. Opisane w nich cuda nie przemawiały do mnie i je zignorowałem. Nie mogłem zaakceptować twierdzeń o boskości, ale czytanie nauk Sai zaintrygowało mnie i nieco uspokoiło.

Przez dwa lata tolerowałem obsesję żony, a nawet pozwoliłem miejscowej grupie Sai, która została wtedy utworzona, co tydzień organizować spotkania modlitewne w naszym domu. Jednak zwykle znajdowałem jakąś wymówkę, aby nie uczestniczyć w tych sesjach.

Wezwanie

Później nadszedł kryzys, który spowodował, że po 26 latach pracy w banku byłem bardzo niezadowolony ze swojej pozycji. Zamierzałem nawet zrezygnować z pracy, ale przekonano mnie, abym zamiast się zwolnić, wziął dłuższy urlop. Wówczas zupełnie niespodziewanie pojawiło się nieodparte i niewytłumaczalne pragnienie odwiedzenia Sai Baby!

Sai mówi, że nikt nie przychodzi do niego, jeśli nie zostanie wezwany. W moim przypadku to stwierdzenie okazało się bardzo trafne. Gdy pojawiła się taka potrzeba, musiałem na nią odpowiedzieć i dołączyłem do grupy około 30 osób z Melbourne w stanie Wiktoria, które wybrały się na spotkanie ze Śri Sathya Sai Babą. Było to w styczniu 1990 roku.

Chciałem rozwiązać trzy problemy i otrzymać od Swamiego wskazówki, o których napisałem w liście do niego: Chciałem uzyskać rady dotyczące kolejnego etapu mojego życia. Chciałem, aby Sai niezbicie udowodnił, że naprawdę jest tym, za kogo się podaje. Chciałem doświadczyć tego, o czym wspomniał Howard Murphet w swojej książce, w której opisał uczucie przepływu miłości przez swoje ciało w obecności Sai.

Planowałem potraktować tę podróż jak pielgrzymkę, a powstrzymanie się od spożywania mięsa nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Nasza rodzina przeszła na wegetarianizm na początku 1988 roku. Widok zwierząt wiezionych do lokalnej rzeźni w strasznych warunkach wyleczył nas z pragnienia jedzenia mięsa. Jednak lubiłem pić alkohol w towarzystwie i dostałem go bezpłatnie również w czasie lotu z Tasmanii do Melbourne. Chociaż pielgrzymka miała rozpocząć się w Melbourne, postanowiłem natychmiast rzucić picie alkoholu. Wytrwałem w swoim postanowieniu, ponieważ od tamtej pory do dzisiaj alkohol mnie nie interesuje!

Darszany w Whitefield

Grupa wielbicieli poleciała do Madrasu (obecnie Czennaj), a następnie do Bangalore (obecnie Bengaluru). Dowiedzieliśmy się, że Swami przebywa w aszramie w Whitefield, na obrzeżach Bangalore. Ponieważ nie mieliśmy zakwaterowania w aszramie ani w jego pobliżu, dojeżdżaliśmy tam taksówkami z naszego hotelu w Bangalore dwa razy dziennie.

Darszan Sai otrzymaliśmy w starym szedzie pokrytym dachem z blachy falistej, pod rozłożystym drzewem. Niecierpliwie wyczekiwałem pierwszego darszanu. Gdy pojawił się Swami, miałem duże oczekiwania, ale byłem rozczarowany, że jego wygląd i obecność nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Po darszanie wyszliśmy na ulicę, aby wsiąść do taksówek i wrócić do hotelu. Subtelna cisza, która panowała w aszramie w czasie darszanu, ustąpiła miejsca nieprzyjemnemu i przenikliwemu hałasowi ulicy - zatłoczonym straganom przypominającym bazar, żebrakom i niekończącemu się głośnemu ruchowi ulicznemu.

Przez następnych kilka dni, gdy stałem w kolejce po żetony na miejsca siedzące, rozpocząłem wewnętrzny dialog z Sai. Wtedy zaczęło we mnie narastać niezwykłe uczucie. Chwilami czułem się prawie tak, jakbym był pod wpływem narkotyków. Początkowo uczucie to było przyjemne, ale z czasem stało się przytłaczające. Z każdym dniem uczucie to powoli i przyjemnie się zmieniało, a ja pomyślałem, że doświadczam przypływu miłości.

Liderka naszej grupy miała w przeszłości wiele interview ze Swamim w grupach, którym przewodziła. Wydawało się, że nasza grupa ma bardzo dużą szansę na interview. Jednak ten optymizm był nieuzasadniony, ponieważ Swami dwa razy zapytał, ile osób jest w naszej grupie, ale nie udzielił nam interview. Jednak drugiego dnia naszego pobytu w aszramie wziął mój list.

Z upływem dni zrozumiałem, że w aszramie cieszyłem się spokojem i ciszą oraz dobrymi wibracjami. Jednak uczucia te szybko się rozproszyły, gdy znalazłem się na zewnątrz, a pobyt w Bangalore stał się dla mnie uciążliwy. Zacząłem przebywać w aszramie samotnie w ciągu dnia, natomiast pozostali członkowie grupy wracali do Bangalore po porannym darszanie. Wieczorem wracałem z grupą po popołudniowym darszanie. W ciągu dnia nie miałem z kim porozmawiać, więc zacząłem medytować i zagłębiać się w siebie. Wyciszałem umysł - zamykałem oczy, próbowałem połączyć się z Sai i odłączyć się od świata zewnętrznego. Wcześniej nie miałem doświadczenia z medytacją ani praktycznej wiedzy na ten temat, ale czasami to, czego doświadczałem, było spokojne i przyjemne, a uczucie to niekiedy trwało przez cały dzień.

Gdy zbliżał się termin naszego powrotu do Australii coraz bardziej martwiłem się i niepokoiłem, że trzy kwestie, które poruszyłem w swoim liście, nie zostały rozwiązane. Cieszyłem się miłością, jaka promieniowała od Sai, ale sądziłem, że może to być wytwór mojego umysłu. Miałem wątpliwości, a szczególnie martwiłem się, że po powrocie do domu nie będę wiedział, co robić. Rozpaczliwie pragnąłem, aby udzielił mi tych odpowiedzi. Codziennie modliłem się do Swamiego, przypominając mu o jego obietnicy: "Zrób jeden krok w moją stronę; ja zrobię sto kroków w twoją stronę".

Sai ukazuje swoją moc

Pewnego popołudnia wszystko się zmieniło. Wówczas grupa wróciła z Bangalore i ustawiliśmy się w kolejce po darszan. Ku naszej radości, wylosowaliśmy żeton numer jeden, co oznaczało, że wejdziemy pierwsi i zajmiemy miejsca na darszanie! Gdy czekałem na wejście do sali darszanowej, bez wysiłku zagłębiłem się w siebie, pozostając świadomym otoczenia. W końcu weszliśmy do sali i usiedliśmy na środku wzdłuż przejścia, którym Swami chodził między nami. Studenci Swamiego zajęli pierwsze rzędy po stronie mężczyzn, skąd prowadzili bhadżany.

Siedząc obok przejścia, szybko zapadłem w znacznie głębszy stan - w moim wnętrzu pojawiło się piękne, jasne, błękitne światło, któremu towarzyszyło najwspanialsze uczucie. Nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego i chciałem pozostać w tym stanie. Po chwili światło stało się złote i pomyślałem, że przyszedł Sai. Wtedy usłyszałem "Sai Ram" od kogoś ze zgromadzonych. Moje przeczucie się potwierdziło. Musiałem się zmusić, aby otworzyć oczy i zobaczyć Sai. Byłem rozdarty między poddaniem się cudownemu błogostanowi, którego doświadczałem z zamkniętymi oczami a pragnieniem zobaczenia Sai, który był głównym celem mojej wizyty. Z trudem otworzyłem oczy, aby zobaczyć przelotne spojrzenia Sai, gdy przechodził po stronie kobiet, po czym nie mogłem się powstrzymać i znów je zamknąłem, a później ponownie zmuszałem się, aby je otworzyć i go zobaczyć. Ta walka trwała nieustannie, a krótkotrwałe spojrzenia na Sai przerywałem, gdy zanurzałem się w sobie, aby doświadczać najwspanialszych uczuć.

Sai skończył udzielać darszanu po stronie kobiet, a gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, jak zbliża się do mnie. Gdy tylko ruszył alejką, ogarnęło mnie takie uczucie, że moja klatka piersiowa szybko i boleśnie się rozszerza. To było przerażające. Myślałem, że rozsadzi mi klatkę piersiową i że umrę w sali. Czułem, że muszę wyjść na zewnątrz, ale jak? Uczucie stawało się coraz silniejsze i straszniejsze. Kiedy to się zaczęło, mocno zamknąłem oczy i napiąłem ciało, walcząc z tym doświadczeniem. Osiągnęło ono punkt kulminacyjny, a później zaczęło ustępować. Na chwilę otworzyłem oczy, aby zobaczyć Swamiego, który oddalał się ode mnie w stronę przodu sali.

Trzeba się przygotować, aby doświadczyć boskiej mocy

Później rozpoczęły się bhadżany, a moje doświadczenie zmieniło się diametralnie. Uczucie w klatce piersiowej zniknęło i zacząłem odczuwać przepływ energii z ziemi pod moimi stopami, przez ciało, w górę kręgosłupa, do głowy i na zewnątrz przez skórę, głównie u szczytu głowy. Czułem, jak włosy stawały mi dęba, a całe ciało mrowiło i promieniowało energią jak ładunek elektryczny. To nieznane, nowe doświadczenie przeraziło mnie. Przeciwstawiałem się, skuliłem się, siedziałem z opuszczoną głową i ze skrzyżowanymi nogami, napinałem ciało, walcząc z moimi uczuciami. W czasie śpiewania uświadomiłem sobie, że przepływ energii zmieniał się razem z zapałem śpiewających bhadżany. Zjawisko to trwało nieprzerwanie, a poziom energii znacznie wzrósł, gdy śpiewacy reagowali na poszczególne pieśni z jeszcze większym zapałem. Czasami wstrzymywałem oddech, zaciskając mięśnie, ale kiedy wyprostowałem się, aby wziąć głęboki oddech, przepłynęła przeze mnie energia. Przepływała wzdłuż mojego kręgosłupa i wypływała przez głowę jak umieszczona we mnie kolumna mocy. Trwało to przez całą sesję bhadżanową.

Potem doświadczenie to nagle ustąpiło. Sesja bhadżanowa dobiegła końca, ale miało nastąpić ofiarowanie arati, więc zacząłem się rozluźniać, gdy poziom energii się obniżył. Rozpoczęło się arati, a poziom energii gwałtownie wzrósł, był silniejszy niż w czasie śpiewania bhadżanów. Moja walka z tym uczuciem stała się prawie nie do zniesienia, gdy napinałem mięśnie. Trwało to przez całą ceremonię arati, a Swami opuścił salę przed jej zakończeniem.

Doświadczenie za doświadczeniem

Gdy sala zaczęła pustoszeć, byłem kompletnie wyczerpany tym doświadczeniem. Mimowolnie rozluźniłem się w pozycji siedzącej. Miałem zamknięte oczy, nogi skrzyżowane i spadłem na kolana członka grupy siedzącego za mną. Nie mogłem mówić ani się poruszać, ale cały czas byłem świadomy tego, co się dzieje.

Wywołało to natychmiastowe poruszenie. Kilka osób szybko zareagowało - udzielili mi pomocy. Pozwolili mi oprzeć głowę na kolanach osoby siedzącej za mną, wyprostowali mi nogi, a trzy osoby przeprowadziły zabieg Reiki. Położyli na mnie ręce - jedną na mojej głowie, jedną na sercu i jedną na stopach. Ktoś zaczął boleśnie szczypać mnie w płatki uszu i nozdrza, próbując mnie ocucić. Myśleli, że zemdlałem, ponieważ miałem zamknięte oczy i nie odpowiadałem na pytania ani się nie ruszałem, ale ja przez cały czas doskonale wiedziałem, co się dzieje! Rzeczywiście czułem przepływające przeze mnie cudowne ciepło, które, jak sądziłem, było wynikiem zabiegu Reiki. Szczypanie było jednak bolesne i bardzo nieprzyjemne.

W końcu udało się mi porozumieć z tymi osobami, przerwać zabieg Reiki i sprawić, że przestali mnie szczypać. Powiedziałem, że wszystko jest w porządku, po czym dodałem: "On nie zrobiłby mi krzywdy". Byłem przekonany, że całe to doświadczenie zaaranżował Swami, chociaż nie miałem pojęcia, co się stało ani co to oznaczało. Wreszcie odzyskałem kontrolę nad kończynami i mogłem nimi poruszać. Mniej więcej w tym czasie sewak przyniósł nam paczuszkę słodkiego żółtego proszku, który podobno pochodził od Swamiego. Poproszono mnie, abym go wziął. Gdy to zrobiłem, od razu mogłem się swobodnie poruszać. Nawet zatańczyłem krótki taniec, aby pokazać, że nic mi nie jest.

Przed powrotem do Bangalore liderka naszej grupy nalegała, abym udał się na badanie kontrolne do lokalnego szpitala chrześcijańskiego w pobliżu aszramu. Uznałem, że jest zbędne, ale się zgodziłem. Personel szpitala traktował mnie z pogardą jako chrześcijanina, który odwiedził hinduskiego guru. Badanie polegało na opisaniu tego, co się wydarzyło, stwierdzeniu, że czuję się dobrze, i na tym się skończyło.

Bezpośrednie doświadczenie zmieniające życie

Oczywiście doświadczenie to miało głęboki wpływ na moje myśli o Sai. W moim normalnym, zwyczajnym, codziennym życiu nie byłem przygotowany na takie doświadczenie. Nie mogłem ignorować faktu, że spowodował je Swami. Jestem pewien, że gdyby Swami coś mi objawił, nigdy nie uznałbym tego za dowód. Poddając mnie tej próbie, pokazał mi coś, co było niezaprzeczalne.

Chociaż wydawało się, że Swami nie zwracał na mnie uwagi ani nie kontaktował się ze mną przez całą podróż, to w czasie tej pierwszej podróży miałem kilka innych niezwykłych doświadczeń, otrzymałem także wskazówki dotyczące kolejnego etapu mojego życia. Ale to już inna historia.

Od czasu podróży do Swamiego moje życie już nigdy nie było takie samo. Po powrocie do Australii wybrałem nowy kierunek. Zaangażowałem się mocno w poszukiwania duchowe i w działania w Organizacji Sai. Nie miałem innych doświadczeń podobnych do tego, które opisałem. Czasami tęsknię za pięknym doświadczeniem medytacji, które miało miejsce tuż przed burzą ognia, jaką Swami we mnie wywołał. Jednak nie mam pewności, czy to doświadczenie byłoby korzystne, czy nie. Pokładam wiarę w Sai, podążam ścieżką, którą mi wyznaczył, a resztę pozostawiam Bogu. On jest przewodnikiem. On wie, co jest najlepsze dla każdego z nas.

dr Michael Thrush z Australii

* * * * *

Dr Michael (Mick) Thrush jest emerytowanym bankierem, który mieszka w Tasmanii, w Australii. Ma stopień doktora w dziedzinie geografii fizycznej na uniwersytecie w Newcastle. Od 35 lat jest wielbicielem Bhagawana Śri Sathya Sai Baby i wielokrotnie podróżował do Indii, aby przebywać w boskiej obecności. Dr Thrush był osobą funkcyjną w MOSS w Australii przez 34 lata. Służył na poziomie lokalnym, regionalnym i krajowym. Dwukrotnie sprawował funkcję krajowego koordynatora duchowego. Obecnie jest koordynatorem ds. mediów strefy 3. i służy w australijskim zespole ds. mediów od 10 lat.

(dk)

Źródło: Sathya Sai - The Eternal Companion, vol. 4, issue 8, August 2025
www.sathyasai.org/sites/default/files/pages/eternal-companion/vol-4/issue-8/eternal-companion-vol-4-issue-08.pdf
10.08.2025

**Pobierz tekst do druku





Copyright © 2001-2025 Stowarzyszenie Sathya Sai