STRONA GŁÓWNA | SATHYA SAI BABA | NAUKI | ORGANIZACJA | PUBLIKACJE | AKTUALNOŚCI | MYŚL DNIA | GALERIA | JEDZIEMY DO SAI | KONTAKT Z NAMI | MULTIMEDIA | DYSKURSY MP3 | LINKI | MAPA SERWISU | SKLEP









:: Wieści z Prasanthi Nilajam

powrót do Wieści z Prasanthi Nilajam




Jak słonica i jej opiekun zajaśnieli świętym blaskiem


Z cyklu: Chwalebni słudzy Pana


część 2

Część 1     Część 3

Cierpienie z tęsknoty za Swamim

— Niebawem wróciłem do Orisy, ponieważ byłem wtedy wykładowcą na uniwersytecie w Sambalpur. Po ukończeniu licencjatu z nauk ścisłych i studiów magisterskich z fizyki ta sama uczelnia zaproponowała mi pracę, a ja ją przyjąłem. Wróciłem, ale mój umysł został w Puttaparthi. Bardzo chciałem tu wrócić. Swami zaczął pojawiać się w moich snach. Pewnej nocy napisał na moim języku 'Om'. Teraz to pragnienie przebywania ze Swamim z każdym dniem stawało się coraz silniejsze. Czułem się niemal jak ryba bez wody.

W następnym miesiącu powróciłem do aszramu, tym razem na uroczystości urodzinowe. Nie mogłem zostać długo, gdyż nie miałem tyle urlopu. Dlatego niechętnie wyjechałem, ale wróciłem ponownie w czasie letnich wakacji w 1971 roku. Za każdym razem, gdy byłem w Prasanthi, prosiłem Swamiego o pozwolenie na pobyt w tym miejscu, ale on zawsze mówił 'Czekaj, czekaj'. Stawało się to dla mnie naprawdę trudne. Rozpaczliwie chciałem tu pracować.

Do tego czasu poznałem już wszystkie możliwości służenia w stołówce (wtedy istniała tylko stołówka południowoindyjska). W istocie gdy nie byłem na darszanie, służyłem w stołówce. Pokochałem możliwość wykonywania jego pracy. Pan Kutumba Rao był wówczas sekretarzem aszramu. Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Któregoś dnia zasugerował mi napisanie listu do Swamiego z prośbą o szansę przebywania w tym miejscu i wypełniania jego pracy. Pan Kutumba Rao tak się zapalił, że gdy poszedłem do stołówki, sam napisał list do Swamiego w moim imieniu; ja go tylko podpisałem. Został wysłany do Swamiego, ale nic się nie wydarzyło. Strapiony, po letnich wakacjach wróciłem do Orisy.

Owoc niezachwianej koncentracji

— Byłem znów w aszramie na obchodach urodzin w 1972 roku. Uczestniczyłem w tym święcie całym sercem i służyłem ze wszystkich sił. Jednak smutek wywołany tym, że nie potrafiłem zdobyć od Swamiego pozwolenia na pobyt w Puttaparthi, przyczynił się do moich bezsennych nocy. Każda chwila stawała się nieznośna. Postanowiłem, że muszę zakończyć ten rozdział swojego życia, aby prowadzić je dalej w rozsądny sposób. W związku z tym, gdy uroczystości się zakończyły, w chwili ogromnego cierpienia i frustracji, napisałem list do Swamiego, mówiąc: 'Swami, jeśli nie dasz mi szansy służyć tutaj na stałe, już nigdy nie wrócę do Puttaparthi! Zamieszkam w stanie Orisa i zacznę nowe życie'.

Nazajutrz Swami polecił panu Kutumbie Rao przydzielić mi pokój w aszramie i wyznaczono mi pewne obowiązki w stołówce. Tak to zaczęło się moje życie w Prasanthi.


W aszramie było wtedy niewiele pokoi i żaden kawaler nie otrzymał pokoju tylko dla siebie. Lecz Swami był dla mnie zbyt łaskawy.

W tamtych czasach do moich obowiązków należało, oprócz prac w stołówce, opiekowanie się ogrodem przed mandirem. Trwało to aż do lat 1979-1980. Służyłem w stołówce prawie cały dzień.

— Czy dostawał pan jakieś wynagrodzenie? — nie mogłem się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.

Proste życie, znacząca służba

— Nie, chciałem służyć za darmo. Kiedy przyjechałem, przywiozłem ze sobą 3000 rupii. Zamierzałem rozporządzać tymi pieniędzmi, dopóki będę mógł, przyrządzając sobie samodzielnie podstawowe posiłki. Lecz Swami powiedział mi, abym trzymał tę sumę w banku i już pierwszego dnia wydał dyspozycję panu Kutumbie Rao, że mam zawsze dostawać darmowy posiłek w stołówce. Do czego innego potrzebne mi są pieniądze? Bhagawan kilka razy w roku lub częściej dawał mi ubranie, pokrywając także koszty szycia. Dlatego nigdy nie musiałem kupować odzieży. W istocie przez ostatnie 45 lat pobytu w Puttaparthi nie kupiłem sobie ani jednego ubrania. Jedyny wydatek to mydło i żyletka, co kosztuje mniej niż 50 rupii miesięcznie. Sam obcinam sobie włosy przy pomocy dwóch luster i robię pranie. Mój brat przysyłał mi trochę pieniędzy i to wystarczyło na cały rok. Tak więc po co mi wynagrodzenie?

Jednak kiedy w 1980 roku powstał uniwersytet, Swami poprosił mnie, abym pracował także w bibliotece. Teraz dostawałem honorarium w wysokości 400 rupii miesięcznie. Zgodziłem się na to przez kilka miesięcy, ale później, gdy urzędnicy na uczelni nie wyrazili zgody na moją pracę w innym miejscu, odrzuciłem tę propozycję. Zatem na początku lat 80. kontynuowałem służbę w stołówce i w bibliotece.

Na początku 1985 roku rozpoczęła się praca nad planetarium i otwarto je w listopadzie tego samego roku. Swami poprosił mnie, abym nauczył się użytkowania i obsługiwania tego budynku. W istocie nie umieszczono w wykazie mojego nazwiska jako członka zespołu planetarium, lecz Swami zadbał o to, by zostało w nim zawarte. Tak więc wówczas byłem naprawdę zajęty. Najwięcej zajęć miałem w czwartki, ponieważ w tym dniu planetarium było otwarte dla ludzi.

W międzyczasie, w połowie lat 80. odeszło ze stołówki sporo osób zarządzających nią. W związku z tym zadanie prowadzenia całej kantyny spadło na mnie i wywiązywałem się z tego obowiązku prawie przez 12-13 lat, począwszy od 1986 roku.

— A kiedy zaczął się pan opiekować Sai Gitą? Jak to się stało? — bardzo chciałem połączyć to ważne brakujące ogniwo.

Złoty okres w życiu pana Peddy Reddy zaczyna się...

— Tak, to było w tym czasie, w latach 1984-1985. Wtedy opiekunem Sai Gity był Satjanarajana, kornak (opiekun słonia) z Andhra Pradesz. Jednak nie zajmował się nią dobrze i pewnego dnia podszedł do mnie i poprosił o pomoc w pracy. W tym dniu nieoczekiwanie przyszedł tam Swami i zobaczył mnie w szedzie Sai Gity. Satjanarajana powiedział Swamiemu, że poprosił mnie o pomoc w opiece nad Sai Gitą. Swami od razu powiedział: 'Tak, tak, niech się uczy' — wtedy spojrzał na mnie z miłością i delikatnie się zaśmiał.

To był dla mnie pozytywny sygnał i błogosławieństwo od Swamiego. Od tej pory zacząłem opiekować się Sai Gitą wspólnie z Satjanarajaną. Nauczył mnie wszystkich szczegółów — słów, na jakie reagowała, czym ją karmić i w jakich ilościach, jak ją kąpać, przystrajać itd. Sai Gita przyzwyczaiła się do tego, że widzi mnie z Satjanarajaną i powoli zaczęła mnie akceptować. Wie pan, że słoń zaakceptuje pana dopiero wtedy, gdy pozwoli panu jechać na swoim grzbiecie. Któregoś dnia ja również jechałem na grzbiecie Sai Gity razem z Satjanarajaną i stopniowo zaczęliśmy się czuć swobodnie w swoim towarzystwie.

Rok później Satjanarajana odszedł, a ja zostałem jedynym opiekunem Sai Gity. Był to dla mnie okres wzmożonej pracy.

Wstawałem o godzinie 3:30 rano, o godzinie 4:00 otwierałem stołówkę i wykonywałem tam wszystkie prace aż do godziny 8:00 rano. Następnie na zaprzężony w woły wóz ładowałem całodzienne jedzenie dla Sai Gity — ragi, rośliny strączkowe, rośliny z błonnikiem — i jechałem do niej. Przebywała na piaskach, a jej ciało było pokryte błotem. Szczotkowałem ją, czyściłem i kąpałem, a później nakładałem jej na czoło wibhuti. W przypadku gdy miała jakieś rany, aplikowałem lekarstwa.

Gdy już była czysta i gotowa, podawałem jej śniadanie. Wszystko to trwało 2-3 godziny. O godzinie 11:00 byłem z powrotem w stołówce i zajmowałem się ważną porą lunchu. O godzinie 3:00 po południu wracałem do swojego pokoju na krótki odpoczynek, a godzinę później byłem ponownie z Sai Gitą. Zabierałem ją na co najmniej dwugodzinny spacer. Po spacerze ścinałem dla niej trawę z przyległych pól. W rzeczywistości dbałem także o te pola, gdyż dostarczały Sai Gicie niezbędnej paszy. Zanim skończyłem przy niej całą pracę, była prawie 8:00 wieczorem. O godzinie 9:00 znów byłem w swoim pokoju. Tak wypełnione miałem wtedy dni.

W czwartki było to jeszcze trudniejsze, bo musiałem przebywać także w planetarium, by organizować pokazy! Lecz pocieszenie było takie, że z czasem Sai Gita stała się moją wielką przyjaciółką. Zawsze traktowałem ją z dużym szacunkiem i nieustannie myślałem o jej wygodzie i dobrym samopoczuciu. Przynosiłem jej słodkości, które lubiła i starałem się o liście i trawę, za którymi przepadała. To wszystko tylko nas do siebie zbliżyło. W gruncie rzeczy z czasem stała się tak mi bliska, że nikomu nie pozwoliła do siebie podejść, nawet doświadczonym kornakom.

W pewnym momencie, wyczuwając mój nawał pracy, administracja aszramu chciała wyznaczyć pełnoetatowego opiekuna dla Sai Gity. Sprowadzono nawet kilku ludzi, ale Sai Gita odrzuciła ich wszystkich. Podążała za mną wszędzie, gdzie poszedłem. Naprawdę przywiązała się do mnie i słuchała wszystkiego, co powiedziałem. Nie musiałem do niej dużo mówić; była zdyscyplinowana.


Sai Gita współpracowała z całego serca, kiedy tylko ją przystrajano, ponieważ wiedziała, że tego dnia zobaczy Swamiego

Przypominam sobie początek 2000 roku, gdy Sai Gita miała liczne rany na nogach. Spędziłem dużo czasu czyszcząc je, stosując lekarstwa i opatrując je bandażem z materiału. Zgadzała się na ten bandaż — jak ludzkie dziecko. Swami wciąż dopytywał się o Sai Gitę, a gdy opowiadałem o jej problemach, mówił: 'to przejdzie, to przejdzie' — i doradzał mi kilka rozwiązań. Kiedy zachorowała na pryszczycę, zeszła jej cała skóra ze stóp i ciągle się śliniła. Cierpiała prawie przez dwa tygodnie, dopóki choroba nie ustąpiła dzięki jego łasce.

Od tego czasu, po roku 2000, wykazywała widoczne oznaki starzenia się. Nie była w stanie poruszać się, tak jak przedtem. Wychodziłem z nią na spacery jedynie co drugi dzień. Lecz spędzałem z nią dużo czasu. Właściwie nie chciała, abym zostawiał ją w nocy i codziennie rano niecierpliwie czekała, by mnie zobaczyć. Ja również cieszyłem się, służąc Sai Gicie i przebywając z nią.

Wiara, która poruszyła Pana

W tym miejscu mu przerwałem, aby zadać pytanie: — Czy nie opuszczał pan darszanów, skoro co wieczór musiał pan być z Sai Gitą wtedy, kiedy wszyscy pozostali przebywali w Sai Kulwant Hall? Zastanawiałem się, jak pan Pedda Reddy pogodził się z myślą służenia Swamiemu, nie otrzymując niczego w zamian, zwłaszcza że byłem przyzwyczajony do widoku ludzi robiących 1/10 tego, co on, a mimo to szukających szansy na padanamaskar, zdjęcie lub na prezent od Swamiego.

— Prawdę mówiąc ta myśl nigdy nie przyszła mi do głowy dlatego, że byłem bardzo zajęty wykonywaniem swojej pracy. Wiem, że Swami jest Bogiem. To przekonanie umocniło się we mnie już od momentu, gdy do niego przybyłem. Słyszałem, jak w czasie Śiwaratri w 1979 roku Swami objawił się jako Śiwa-Śakti w domu pewnego wielbiciela w dystrykcie Zachodniego Godawari i obdarował go Śiwalingamem. Tego roku nie było lingodbhawam w Puttaparthi. To tylko jeden przykład. Takich przykładów są miliony. Nie mam wątpliwości, że Swami jest Bogiem i wie wszystko. Nie muszę pracować na jego oczach i codziennie go widzieć, aby otrzymać jego błogosławieństwa. Właściwie jak tylko przydzielił mi obowiązki, nigdy nie miałem czasu siedzieć przez wiele godzin w Sai Kulwant Hall. Nawet kiedy na początku chodziłem na darszany, siadałem wśród zgromadzonych, a nie z pracownikami.

— Naprawdę? — wyrzuciłem z siebie. To było zbyt zdumiewające. Znam mnóstwo ludzi, których jedynym celem dołączenia do personelu było zdobycie uprzywilejowanego miejsca w mandirze, lecz tutaj znalazł się ktoś, kto postąpił odwrotnie. Dlaczego pan to robił? — dociekałem.


Pan Pedda Reddy zaśmiał się serdecznie i powiedział: — Siedzenie z wielbicielami miało swój własny urok. Uwielbiałem czekać ze zgromadzonymi i niecierpliwie wyczekiwałem, jaki numer zostanie przyznany naszej linii w losowaniu. Jeśli moja linia zdobyła pierwszy lub drugi rząd, wchodziłem do sali, w przeciwnym razie wracałem do pracy. Najpiękniejsze było to, że gdziekolwiek siedziałem, Swami zawsze mnie zauważył. A jeśli zdarzyło się, że w pobliżu zmaterializował dla kogoś wibhuti, nasypał odrobinę również na moje dłonie. Dlatego było to zawsze niezwykłe doświadczenie. Jednak robiłem tak tylko przez kilka lat. Później byłem zbyt zajęty swoimi zadaniami.

Kiedy Pan zapragnął pobłogosławić swojego drogiego wielbiciela...

— Tak, kochałem postać Swamiego, ale wiedziałem też, że jest on wszechprzenikający. W czasie obchodów święta Daśara w 1986 roku, Swami dawał ubrania wszystkim członkom personelu. Robił to przez 3 dni z rzędu, a ja nie mogłem do niego pójść z powodu pracy. W końcu trzeciego dnia do szedu Sai Gity przyszedł kierownik akademika i powiedział: 'Swami na ciebie czeka! Idź szybko!'. Jak tylko wszedłem do pokoju interview, Swami powiedział: 'Gdzie byłeś? Czekałem na ciebie i szukałem cię przez ostatnie 3 dni! Nigdy cię nie opuszczę. Nie martw się!'. Wtedy wręczył mi dwa komplety ubrań i pieniądze.

W gruncie rzeczy Swami dawał mi ubrania przynajmniej dwa razy w roku. To wystarczyło na 12 miesięcy. Właściwie nawet teraz mam ubrania, które starczą mi co najmniej na następne 10 lat!

Pewnego wieczoru 6 miesięcy przed opuszczeniem doczesnej powłoki przez Swamiego, pan Chakravarthi (ówczesny sekretarz aszramu) wezwał mnie i powiedział: 'Swami prosi o pańską książeczkę oszczędnościową. Proszę ją wziąć i spotkać się ze Swamim jutro rano'. Myślałem, że Swami chciał mi dać pieniądze. Dlatego powiedziałem panu Chakravarthi: 'Proszę pana, nie potrzebuję pieniędzy. Proszę powiedzieć o tym Swamiemu'. Lecz pan Chakravarthi oznajmił: 'Powie pan to bezpośrednio Swamiemu'. Zatem nazajutrz rano poszedłem do Swamiego, ale bez książeczki oszczędnościowej. Wytłumaczyłem mu zdecydowanie, że nie mam problemów finansowych i że nie potrzebuję żadnych pieniędzy. Swami niechętnie zgodził się z tym, co powiedziałem.

Niemniej po miesiącu, w trakcie obchodów Śankranti w 2011 roku, Swami wezwał mnie ponownie i dał mi ubranie oraz 5 000 rupii. To samo zrobił miesiąc później podczas święta Śiwaratri. Tym razem włożył mi do kieszeni dużo pieniędzy. W zasadzie zdradzę panu, że od początku oszczędzałem wszystkie pieniądze, które dał mi Swami, gdyż miałem bardzo małe wydatki. W czasie 70. urodzin Swamiego ofiarowałem mu 70 000 rupii. Od pieniędzy, które pierwotnie wpłaciłem do banku, narosły duże odsetki. Poza tym, czasami mój brat przysyłał mi jakąś sumę. Jednak Swami odmówił przyjęcia tych środków. Powiedział: 'Niczego od ciebie nie wezmę'. Dlatego ponownie zdeponowałem te pieniądze w banku.

Bishu Prusty
Zespół Radia Sai

Część 1     Część 3

**Pobierz tekst do druku (całość)

Tłum. Dawid Kozioł
lipiec 2015
(is)

Źródło: "Heart to Heart", vol. 13, issue 6, June 2015
radiosai.org









Copyright © 2001-2024 Stowarzyszenie Sathya Sai