STRONA GŁÓWNA | SATHYA SAI BABA | NAUKI | ORGANIZACJA | PUBLIKACJE | AKTUALNOŚCI | MYŚL DNIA | GALERIA | JEDZIEMY DO SAI | KONTAKT Z NAMI | MULTIMEDIA | DYSKURSY MP3 | LINKI | MAPA SERWISU | SKLEP









:: Wieści z Prasanthi Nilajam

powrót do Wieści z Prasanthi Nilajam




Jak słonica i jej opiekun zajaśnieli świętym blaskiem


Z cyklu: Chwalebni słudzy Pana


część 3

Część 1     Część 2

Prorocze i głębokie błogosławieństwa w ostatnim dniu

— W pierwszych latach zaraz po moim przybyciu do Puttaparthi w roku 1972 roku, Swami powiedział: 'Zatroszczę się o ciebie w każdy możliwy sposób'. Lecz zrobił znacznie więcej niż kiedykolwiek mogłem sobie wyobrazić. Obficie doświadczyłem jego miłości!

Podam panu inny przykład. 25 marca 2011 roku w czasie ostatniego darszanu Swamiego, stałem obok jego rezydencji z Satja Gitą (nową słonicą po odejściu Sai Gity w 2007 roku). Zanim Swami udał się do wielbicieli, gdy zauważył mnie ze słoniątkiem, jego fotel skręcił i zbliżył się do nas. Tego dnia chciał osobiście nakarmić Satja Gitę. Włożył jej kilka jabłek do ust, chociaż jego fizyczne ciało było bardzo słabe, a później spojrzał na mnie i powiedział: 'Złóż namaskar'. Tak więc od razu padłem mu do stóp. Kiedy wstałem, powiedział: 'To ostatni, to ostatni'. Wówczas nie wiedziałem, co to znaczy. Myślałem, że być może Swami już nie chce, abym przyprowadzał Satja Gitę do mandiru. Sai Gita przychodziła tam tylko na obchody świąt. Przypuszczałem, że to był zwyczaj, którego od tej chwili będziemy przestrzegali również z Satja Gitą. Nie miałem pojęcia, że to był naprawdę ostatni raz, kiedy widziałem mojego Swamiego.


Satja Gita — maleństwo, które trafiło pod troskliwą opiekę Swamiego w 2007 roku

Widok ciała Swamiego w trumnie był dla mnie nie do zniesienia. To nasuwało mi wszystkie te słodkie wspomnienia z Panem. Wszystkie moje piękne chwile to te, w których przychodziłem z Sai Gitą do mandiru. Każde takie spotkanie było tak wyjątkowe, tak niezmiennie barwne. Cóż to była za gra czystej miłości! Ale nie żałuję. Osiągnąłem swój cel. Kiedy sam Śiwa był tutaj w ludzkiej postaci, widziałem go, służyłem mu i służyłem jego największej wielbicielce. Robiłem wszystko z całego serca, z absolutną szczerością, oddaniem i miłością. Czego mi jeszcze potrzeba? Wszystko inne jest przemijające. Doświadczyłem jego miłości w pełnym wymiarze.

Swami wzmacniał umysł i chronił ciało

— Pamiętam, jak w czasie obchodów jednej z ważnych uroczystości urodzinowych, musieliśmy przygotować 1,4 mln laddu [słodyczy]. Nie spałem przez kilka kolejnych dni. Nie mieliśmy tylu pracowników ani wolontariuszy potrzebnych do wykonania tego wielkiego zadania. Dlatego Swami poprosił o pomoc studentów z kampusu w Brindawanie. Wykonywaliśmy tę pracę w audytorium Purnaczandra. Swami osobiście przychodził ją nadzorować.

Przy bardzo wielu takich wydarzeniach nie spałem przez kilka nocy z rzędu. Nie wiem, skąd miałem tyle siły i wytrwałości. Nigdy nie chorowałem. Jednak kiedyś zasłabłem. Stało się to po ważnej światowej konferencji zorganizowanej w czasie obchodów 75. urodzin Bhagawana. Być może za bardzo się przemęczyłem. Tej nocy ból głowy był silny. Był tak straszliwy, że rzucałem się na łóżku z wysoką gorączką, pocąc się i jęcząc. Sekretarz aszramu mocno się przestraszył. Myślał, że mogę tego nie przeżyć. Natychmiast poszedł do Swamiego i zapukał do jego pokoju, chociaż Swami udał się na spoczynek. Swami wezwał dr Patela i dał mu wibhuti dla mnie. Gdy je wziąłem, poczułem się lepiej. Następnego dnia rano sekretarz poprosił mnie, abym usiadł z przodu na werandzie. W chwili gdy Swami mnie zobaczył, zapytał: 'Co ci się stało?'.

— Nieznośny ból głowy, Swami! — powiedziałem.

'To minie, nie przejmuj się'. Mówiąc to, pogłaskał mnie po głowie i dał mi trochę więcej wibhuti. To wszystko. Ból głowy zniknął. Nigdy nie musiałem przebywać w szpitalu ani brać leków. Nawet w tej chwili nie przyjmuję tabletek, chociaż skończyłem 75 lat. Nie choruję dzięki jego łasce. Troszczy się o mnie nawet teraz, jak zawsze.

Sai i jego mała Satja Gita

— Czy wciąż pan pracuje? — byłem ciekaw.

— Tak, oczywiście. Jednak po odejściu Satja Gity mam znacznie mniej obowiązków.

— Jaka była relacja Swamiego z Satja Gitą? — nie chciałem pominąć tego krótkiego, ale miłego rozdziału z historii Bhagawana.

— Cóż, początkowo po odejściu Sai Gity Swami nie był zainteresowany innym słoniem. Niemniej, kiedy pewien starszy wielbiciel w 2007 roku podarował mu słonicę, Swami wezwał mnie i poprosił, abym dobrze się nią opiekował. Satja Gita miała wtedy kilka miesięcy. W każdy czwartek zabierałem ją na darszan. Patrząc, jak się rozwija, Swami nawet kilka razy mnie pochwalił. Zapytał, czym ją karmię; pamiętam, jak pewnego dnia włożył mi do kieszeni 5 000 rupii i powiedział: 'Nie głoduj! Dobrze się odżywiaj i kupuj jej wszystko, czego chce. Gdy tylko skończą ci się pieniądze, przyjdź do mnie i poproś'.


Satja Gita powoli próbowała dostosować się do roli Sai Gity...

Któregoś dnia w 2008 roku Swami posłał po mnie i dopytywał się o zdrowie Satja Gity. Powiedział mi, że nie jest z nią dobrze. To była prawda. Nagle rozwinęło się u niej zapalenie stawów i nie mogła chodzić, ale jeszcze nie powiedziałem o tym Swamiemu. Oświadczył: 'Przyprowadź ją wieczorem. Chcę ją zobaczyć. Sprowadź też lekarzy'. Powiedziałem mu: 'Swami, sam możesz ją uzdrowić'. Rzeczywiście dzięki jego łasce wyzdrowiała zupełnie w ciągu czterech tygodni. Później rosła prawidłowo. Czuła się dobrze, dopóki był tu Swami. Jednak po 2011 roku zaczęła zapadać na wiele chorób. W 2012 roku miała poważny problem z żołądkiem i z jelitami. Jej tułów bardzo spuchł, przekraczając normalne rozmiary; właściwie wyglądała jak bęben. Wielu lekarzy usiłowało ją leczyć, ale nie reagowała. W końcu pewnej nocy spokojnie odeszła.

Obecnie pracuję jedynie w stołówce południowoindyjskiej. Jestem tam dwie godziny rano, trzy godziny w południe i następne trzy godziny wieczorem. Oczywiście moje ciało nie jest teraz takie szybkie; stało się słabsze, lecz mój umysł jest spokojny.

"Osiągnąłem swój cel" — pan Pedda Reddy

— W Prasanthi Nilajam spędził pan ponad 40 lat i nigdy nie wyszedł pan poza szed Sai Gity, z jednej strony i poza stołówkę — z drugiej. Czy nie uważa pan, że pana świat był bardzo ograniczony? Czy czasami nie wydaje się panu, że z powodu stałego zajmowania się Sai Gitą i Satja Gitą przez te wszystkie lata, właściwie stracił pan mnóstwo innych rzeczy? — Chciałem sprawdzić, czy pan Pedda Reddy w ogóle czegoś żałuje w swoim życiu.


Pan Pedda Reddy - obecnie obraz idealnego spokoju i zadowolenia

— Skąd to pytanie o jakąkolwiek stratę? Tylko zyskałem. Największym błogosławieństwem, jakim obdarzył mnie Swami, jest spokój umysłu. Dzisiaj nie mam żadnych pragnień. Czuję się taki spokojny. Nie mam żadnych zobowiązań, żadnych zmartwień i żadnych potrzeb. W tamtym roku przekazałem wszystkie swoje oszczędności trustowi — pieniądze, które Swami dawał mi przez ostatnie 40 lat plus wszystkie środki, które przysłał mi brat. Łącznie była to suma 120 000 rupii. Jestem bardzo wdzięczny Swamiemu i po prostu żyję tymi pięknymi chwilami.

— Czy Swami kiedykolwiek coś dla pana stworzył? — Byłem dociekliwy i mówiłem sobie, że jest to wręcz niemożliwe, aby Swami nie zmaterializował dla niego czegoś wyjątkowego.

— Czemu ma mi dawać coś jeszcze? Wypełnił dosłownie każdą komórkę mojego ciała. Począwszy od 1985 roku aż do 2005 roku spożywałem wyłącznie pokarm, który mi przysłał. Tak! Codziennie po południu czekałem przed rezydencją Swamiego na prasadam. Nigdy nie jadłem w stołówce. Jak bardzo mnie kochał i się o mnie troszczył! Nigdy nie czułem, że mi czegoś brakuje. W rzeczywistości to Prasanthi Nilajam jest domem mojego ojca. To wszystko jest moje. Zawsze mam takie poczucie. Żyłem spokojnie w domu mojego ojca, jadłem znakomite pożywienie, które mi ofiarował, nosiłem piękne ubranie, które mi podarował i pracowałem z radością, opiekując się jego majątkiem. Czy można sobie wymarzyć jakiś lepszy prezent? Teraz obdarzył mnie spokojem. Czekam tylko na ostatni moment, by po prostu spokojnie opuścić to ciało i powrócić do Swamiego.


Zaniemówiłem. Czytałem o życiu wielu wielkich świętych i wielbicieli Pana. Ale teraz znajdowałem się przed jednym z nich w rzeczywistości. Naprawdę zostałem obdarzony wglądem w to, jak Ramdas, Tukaram czy Surdas musieli kochać Pana, służyć Mu oraz doświadczać błogości, odczuwając Jego miłość i obecność w każdej najmniejszej cząstce swojej istoty w każdej chwili swojego życia.

— Proszę pana, jest pan dla nas wszystkich tak wielką inspiracją! Padłem mu do stóp ze złożonymi rękami, lecz on zwyczajnie rozsunął je, mówiąc: — To nic, to nic. On mnie przyciągnął. On mnie pobłogosławił. Jestem nikim, proszę pana. Kto będzie się o mnie troszczył i martwił? To jest w pełni jego miłość. To wszystko.

— To prawda — wszystko to jest jego miłość. Lecz niektórzy ludzie, jak pan Pedda Reddy, wiedzą, jak najlepiej wykorzystać tę miłość — tak jak ostryga wie, jak przemienić drobinkę piasku w wartościową perłę.

Bishu Prusty
Zespół Radia Sai

Część 1     Część 2

**Pobierz tekst do druku (całość)

Tłum. Dawid Kozioł
lipiec 2015
(is)

Źródło: "Heart to Heart", vol. 13, issue 6, June 2015
radiosai.org









Copyright © 2001-2024 Stowarzyszenie Sathya Sai